Wszystkim
wydaje się, że żyjemy w całkiem normalnym świecie, pozbawionym jakichkolwiek
anomalii, nie licząc tych pogodowych, które ponoć zwiastują koniec świata. Ile
razy wielcy uczeni, choć nie tylko, przewidywali apokalipsę? Ile razy przezorni
Amerykanie wykorzystywali swoje kupony i atakowali supermarkety? Nawet nie
potraficie sobie wyobrazić, czym jest zagłada.
Żyjecie świecie prostym i niezłożonym, w którym człowiekowi nie zagraża
żaden inny, podobny mu gatunek – tak myślicie, jesteście przekonani, że oprócz
Was nie ma nikogo innego, a na pewno nikogo lepszego. Każdą powieść z gatunku
science fiction lub fantasy traktuje się z góry, jako dobrą bajeczkę dla
dzieciaków. Ja wiem, że jest inaczej.
Świat nigdy nie był prostym zjawiskiem.
Świat to zespół tysiąca przedziwnych zjawisk, często niedostrzeganych ludzkim
okiem. Ludzie są ograniczeni, według mnie zawsze byli – tak mnie uczono i przed
tym ograniczeniem przestrzegano. Taką wiedzę na ich temat wpajano mi odkąd
przyszłam na świat, odkąd dowiedziałam się o swojej inności. Byłam, jestem i
będę inna, aczkolwiek nigdy nie spotkałam się z nieprzychylnymi spojrzeniami,
szturchnięciami czy niemiłymi słownymi zaczepkami. Może gdybym miała na głowie
róg, a z moich pleców wyrastałyby skrzydła, poczułabym się wyrzutkiem, byłabym
wyrzutkiem według nich. Według ograniczonych ludzi.
Co prawda, do wyrzutka było mi całkiem blisko.
Mimo tego, że wychowywałam się w ciasnej społeczności, z rzadka kiedy stykając
się z cywilizacją, wiedziałam, że z łatwością wtopiłabym się w tłum.
Wyglądałam, jak oni. Byłam nawet niezauważalna, drobniejsza, bardziej
delikatna. Przede wszystkim posiadałam dar, który mógłby mi w tym pomóc. Ale ja
wiedziałam, że do nich nie pasuję. I nie będę pasować. Zniszczyli wszystko, co
kochałam. Zabili wszystkich mi bliskich. Ludzie to głupie, prymitywne istoty.
Nie na mojej nienawiści chciałam się skupić. Chciałabym opowiedzieć wam moją
historię.
Historię
Wiedźmy.
Każdy z nas przyszedł na świat któregoś
dnia, któregoś miesiąca, w którymś roku. W jakimś miejscu. Ja też. Nie różnię
się w tej kwestii od ludzi. Każdy z nas musiał się przecież kiedyś urodzić,
jakoś powstać. Zostać bytem zauważalnym. Co nam po tym, kiedy egzystujemy, a
nikt nie ma o nas pojęcia? Pomyślcie teraz, jak smutno jest duchom. Wracając
jednak do moich narodzin. Opisywane były wśród mojego ludu w wielu pieśniach i
baśniach, które przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Byłam jedną z Przepowiedni.
Byłam Dzieckiem Przeznaczenia. Już się za takie Dziecię nie uważam, zostałam
zbrukana, jak wszyscy moi bliscy. Na ziemskim padole pojawiłam się pewnej
zimowej nocy. Mówi się, że było to w nocy z dwudziestego pierwszego na
dwudziestego drugiego grudnia, w okresie przesilenia zimowego. Miejscem mojego narodzenia było pokaźne
domostwo, jedno z większych w naszej osadzie.
Dom należał do mojego ojca, będącego zarazem najpotężniejszym
czarownikiem i wodzem naszego ludu. Był jednym z wybitniejszych Przewodników,
to on zawarł tajemny pakt z rządem państwa, w którym pomieszkiwaliśmy. Dzięki
temu, mogliśmy pojawiać się w miastach i magicznymi sztuczkami zarabiać na
życie. Miałam zostać jego następczynią. Miałam zdobyć najobszerniejszą wiedzę,
miałam posiadać największą moc. Miałam poprowadzić mój lud do walki.
Przeznaczenie. Co nim jest? Odgórnie
zesłane nam przez Los ciągi zdarzeń i osób. Wierzymy w Los, wierzymy w
Przeznaczenie, często myląc te pojęcia. Mówi się, że Przeznaczenia nie da się
oszukać, że Losu nie da się zmienić, że ci żyjący w Zaświatach są naszymi
scenarzystami i reżyserami. A my? Gramy marne role, starając się wypaść, jak
najlepiej. Nie mogę zgodzić się z tezą, że Przeznaczenia oszukać się nie da. Da
się. Jestem tego żywym przykładem, a właściwie moja historia. Wiecie… Czasami
ani Zaświaty, ani Los nie mogą nic zrobić, aby Przeznaczenie doczekało się
swojego spełnienia. Zwłaszcza wtedy, kiedy mieszają się do tego paskudni
ludzie, niemogący uszanować praw Natury. Natura jest wielka. Natura jest naszą
matką. Powinniśmy o nią dbać, a nie bezczelnie niszczyć. Nie zgadzają się z jej
regułami, skazujemy się na nowy Los. Mniej przychylny. Na całkiem inne
Przeznaczenie.
Jako dziecko porównywana byłam do swej
rodzicielki. Delikatna, filigranowa, śliczna. Tak, moja matka była piękną
kobietą. Nieco zdziczałą, gdyż nie mogła widywać się z innymi. Nie mogła
pozwolić, aby energia innych przeszła na dziecko. A potem sama nie chciała
opuszczać domostwa. Mimo tego, że była żoną wodza, niewielu ją znało. Była
kobietą spoza naszego ludu. Przygarnięta jako niemowlę, wychowana według naszych
zasad, nieposiadająca jednak umiejętności, które miał każdy z nas. Jak więc to
możliwe, że będąc Mieszańcem, miałam zostać kimś wielkim? Bo tak głosiło
Przeznaczenie. Wychowywałam się w dość
prymitywnych warunkach. Nasi ludzie nie zgadzali się z cywilizacją. Telefony,
telewizory i samochody były czymś nie do zniesienia, dlatego podczas wypraw do
ludzkich metropolii czuliśmy się, jak zamknięte w klatce zwierzęta. Każde z nas
potrzebowało wolności, otwartych przestrzeni i czystego powietrza. Jednak
byliśmy w miastach mile widziani, zwłaszcza, jako wędrowna trupa cyrkowa. Dzięki
Magii, tworzyliśmy całkiem odrębny świat, a ludzie nie zdając sobie z niczego
sprawy, cieszyli się z efektownego przedstawienia. O ile piękniejszy był świat
Magii, niżli świat najnowszych technologii.
Kiedy skończyłam osiemnasty rok życia, mój ojciec zachorował, zaczął
tracić swoją moc. Zgodnie z tym, co mówiła Przepowiednia, miał odejść z tego
świata w ciągu roku, a wtedy ja miałam objąć władzę. Szykowaliśmy się do wojny.
Jako broń mieliśmy tylko Magię. Jedynym atutem był fakt, że posługiwaliśmy się
nią perfekcyjnie. Przynajmniej część z nas.
Wtedy nadeszli ludzie. I mimo tego, że
nasza dolina, że nasz las, ukryta były pod maską Iluzji, dotarli do nas,
zapuszczając się w najbardziej zdziczałe zakątki swojego państwa. Odkryli
miejsce naszego zamieszkania, niszcząc wszystko to, co dała nam natura.
Nieprzygotowani… Byliśmy nieprzygotowani. Mój chory ojciec próbował do nich
przemówić, do ich ograniczonych rozumów. Chciał zawrzeć pakt, chociaż nie takie
było nasze Przeznaczenie. Stałabym u jego boku, gdyby nie fakt, że kazał mi
uciekać. Gdyby nie fakt, że kazał mi wtopić się w tłum ludzi i żyć razem z
nimi. Zginęli. Wszyscy moi pobratymcy zginęli z rąk ludzi, z rąk nędznych
człowieczków, niebędących godnych, aby wymawiać nasze imiona. Jednostki tych,
którzy wydali im się ciekawi, zostali wzięci w niewolę, aby ludzie mogli
prowadzić na nich eksperymenty. Takie pogłoski słyszałam. Nie wiem, czy żyją.
Nie wiem, kim bez nich jestem. Jak mam na imię? Ile mam lat? Akurat w tej
chwili jest to nieważne. Nieważne jest też moje pochodzenie, dzień moich
urodzin, imiona rodziców, zawód, fakt czy mam męża, czy nie. Nie mam niczego,
to musicie zapamiętać.
A co robię? Spójrz, przyjrzyj się.
Siedzisz na jednej z drewnianych ławeczek i mrużysz swoje oczy. Widzisz mnie. Dostrzegasz w blasku świateł,
jak ubrana w cyrkową, srebrną sukienkę wchodzę na wolny plac.
Stoję, uśmiecham się. Poruszam lekko
dłonią, światła gasną, ale nie tak naprawdę. Ale ty i tak w to uwierzysz.
Uwierzysz nawet w to, że nagle o twoje nogi zacznie ocierać się jeden z
cyrkowych tygrysów. Uwierzysz w krzyki, które nastąpią chwilę później.
Uwierzysz… Uwierzysz we wszystko co, ci pokażę, człowieku. Bo stoję tutaj.
Stoję i mimo mojej nienawiści do ciebie, do twoich bliskich i nie-bliskich,
sprawiam ci przyjemność. Pokazuję nowy, lepszy świat. Pokazuję ci Magię.
Doceń to. Bo gdybym była tak samo zła,
jak ty, już byś nie żył.
Krótkie to i dziwne, ale pochodzące jeszcze z Onetu. Bez tego nie byłoby Lacey, nie byłoby jej małego światka. To takie wprowadzenie, które może nieco ułatwić zrozumienie jej zachowania.
[Już to chyba czytałem na poprzedniej wersji bloga na Onecie i dalej mi się tak samo podoba. Świetna robota, doskonałe przybliżenie natury Lacey. ;)]
OdpowiedzUsuń[Ano, bo to taki odgrzewany kotlet schabowy :) Cieszę, że się podoba, chociaż średniej to jakości jest.]
Usuń[Jak na początek, to jest dobrze. :D]
Usuń