sobota, 21 grudnia 2013

You know that the fog is here omnipresent, when the intents remain obscure

|| Deus ||

34 lata
Konferansjer
Zawsze ze scenicznym makijażem
W wolnych chwilach iluzjonista, choć nadal się uczy i nie występuje "w tym zawodzie"

W Cyrku Sinclair przeszło 10 lat i nie zamierza się jeszcze długo z nim żegnać

 *****

[Witamy z Deusem. Nie gryziemy, zapraszamy serdecznie do wątków! :)
Wizerunek: Puijon Perkele (Verjnuarmu)
W tytule: Ghost "Secular Haze"]

23 komentarze:

  1. [Wiitam serdecznie w imieniu administracji i życzę przedniej zabawy. Zapraszam do wątków z innymi postaciami :) W razie problemów lub pytań zawsze dostępny - Karzeł. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Bardzo mi miło powitać! Jeśli Perełka przypadnie do gustu (a jest dość elastyczną osobowością) to zapraszam po jakiś wątek :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ To ja się witam grzecznie, wątek proponuję, jeśli chęć jest. I w ogóle. ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja również się ładnie przywitam (:]

    Ianthe

    OdpowiedzUsuń
  5. [A oczywiście. Tylko tak się zastanawiam, od czego by tu można zacząć...]

    Ianthe

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ależ wcale nie knoci! Można by uznać, że Perełka wpadła w swoisty rodzaj znudzenia dotychczasowymi pokazami i pragnie spróbować czegoś zupełnie nowego, do czego potrzebny jej koniecznie konferansjer (: Mimo, że Perełka jest tu trzy lata, mogą się nie znać zbyt dobrze, a ten wątek będzie okazją do ogarnięcia tej relacji. Zacznę zatem, jak skończę oglądać Skarb Narodów ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Ależ oczywiście, że pomysł jest. Ba, nawet motywacja do zaczęcia jest. Co prawda najwyższych lotów to nie będzie, no ale.]

    To był najprostszy, najbardziej oklepany numer - spacer po linie. Co prawda w połowie zaczynał chodzić na rękach, ale... jak dla niego, zero emocji. Brak siatki asekuracyjnej też go jakoś szczególnie nie ruszał; zawsze mu się udawało. Ale publiczność zdębieje ze strachu. Pewnie już teraz robią się coraz bardziej niespokojni, z każdym słowem konferansjera. A Mir siedział sobie spokojnie na platformie zbudowanej wokół jednego z słupów podtrzymujących konstrukcję cyrku i czekał. Z dołu doleciały ostatnie słowa zapowiedzi. Ryzykowny numer, albo coś podobnego. Osłuchał się już zapowiedzi w wielu językach, których nie znał ni w ząb, ale pojmował ogólny sens, bo ten zawsze był taki sam.
    Stanął prosto, na platformę padło światło reflektora, co wytworzyło z kolei groteskowy cień na płóciennej ścianie namiotu.
    Pierwszy krok. Lina o znajomym, lekkim naprężeniu, szorstka pod stopami. I dalej. To chyba już połowa, czas na zmianę.
    Chciał przejść bardziej dynamicznie, z jakimś lekkim wyskokiem, cokolwiek. A może po prostu stracił równowagę, źle chwycił linę, nie złapał ciężaru ciała.
    Ważne, że spadał. I oczywiście pewnych... osób, sił?... żadne określenie nie pasowało... nie było, żeby mu pomóc. Więc spadał. W tempie dosyć sporym. Starał się jakoś obrócić, co by wylądować na płasko, plecami w dół. Pewnie nie będzie mógł przez dłuższą chwilę złapać oddechu. Wszystkie nerwy będą krzyczeć. Zabawne, jak wiele myśli przebiega człowiekowi przez głowę w tak krótkim czasie.
    Zdarzenie jak z kiepskiej komedii - całkiem możliwym było, że spadnie prosto na konferansjera.

    Mir

    OdpowiedzUsuń
  8. Stagnacja do niedawna wydawała się jej czymś najbezpieczniejszym. Nic dziwnego, gdy po latach wypruwania sobie flaków na baletowej scenie, nagle zaznała spokoju w cyrku. Oczywiście najpierw odczuwała to jako życiową porażkę, później odnalazła w tym pozytywy, złagodziła nieco myślenie o sobie, ale nie przestała być wobec siebie samokrytyczna. Nadal sprawiała wrażenie dość dumnej istoty, jakby chciała całemu światu pokazać swoją samowystarczalność. To wszystko jednak wplotła w cudowną rutynę cyrkowego życia, niejako godząc się z nim.
    Teraz jednak, po trzech latach, zaczynała odczuwać brak pewnego rodzaju adrenaliny. Chciała coś zmienić, chciała wgnieść ludzi w ziemię. Jak wtedy, gdy tańczyła dla wielkiej publiczności w Petersburgu. Widać to, co od małego wtłoczone w krew nie wychodzi z niej ot tak. Potrzeba była tak silna, że dziewczyna była gotowa udać się do stajni, by w towarzystwie swoich ulubieńców obmyślać nowy występ.
    Stanęła przed boksem jedynego czarnego konia w zbiorze i zmarszczyła lekko brwi. Zazwyczaj jej pokaz był z gatunku tych zupełnie zwykłych, cukierkowych można by rzec. Białe konie, ona w białej sukieneczce, bladoróżowe pióra, wszystko by ukazać jak delikatna Perełka może być. Nikt nie wiedział, a niektórzy tylko się domyślali, że za tą porcelanową powłoką kryje się masa krwawych śladów. To piękno było mroczne.
    -A gdyby ciebie wziąć i zatańczyć taniec śmierci?- spytała zwierzaka, głaszcząc go delikatnie po chrapach. Uśmiechnęła się blado, przyglądając się czarnemu koniu. Przygryzła lekko dolną wargę. To mogłoby być coś - czerń, napięta atmosfera, wzbudzenie u widowni niepokoju.

    OdpowiedzUsuń
  9. Perełka bardzo dbała o to, by coś takiego jak wolny czas mieć, szczególnie, że kiedyś nie posiadała go wcale. Wtedy cierpiała, bardzo cierpiała, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Wszystkie rany się goją, a jednak pozostawiają blizny, których nie jest łatwo się pozbyć zupełnie.
    Była kruchym ucieleśnieniem delikatności, a jednak miała w sobie dziwny rodzaj dumy. Uśmiechała się leciutko, choć w oku błyszczała ogromna determinacja. Trzepotała rzęsami, mając w spojrzeniu niebywale silny upór. Była istotą dużo bardziej złożoną, niż ta, na którą ją wychowano. Pragnęła uwagi, bo była do niej nieustannie przyzwyczajana. To ją chwalono, karcono, specjalnie żywiono. Jej bito brawa, jej opatrywano rany stóp, jej grożono byciem nikim.
    Ale bycie nikim wcale nie było takie złe. Musiała się tylko jeszcze sporo nauczyć. Była młoda, choć czuła się jakby przeżyła już swoje życie. Nagle wszystko straciło ten dziki pęd, zwolniło i zmieniło się diametralnie. Perle była pojętną uczennicą, potrzebowała tylko troszkę więcej czasu na nauczenie się życia, niż na nauczenie się prawidłowej postawy w tańcu.
    Nie osiodłała konia. Nawet nie założyła mu ogłowia, a jedynie przewiązała kark lonżą, by mieć za co go złapać w razie czego. Były to cudowne stworzenia, acz niezwykle nieprzewidywalne. Lękliwe, choć niesłychanie silne. Trochę... trochę jak ona.
    Wyprowadziła zwierzaka ze stajni, kierując się na arenę. Twarz miała bladą, a makijaż mocny i ciemny, który podkreślał czerń jej tęczówek. Włosy nie związane, nawet lekko poczochrane, sukienka czarna, nieco dłuższa niż normalne, cukierkowe tutu.
    -Witaj- przywitała się cicho, unosząc kąciki ust w bladym uśmiechu. Nie była pewna czy takie złamanie wizerunku nie wzbudzi poczucia pewnej konsternacji wśród współpracowników, ale fakt faktem, że było w niej na co dzień coś, nie tyle mrocznego, bo to zbyt mocne słowo, a coś... ciekawego?
    -Nie spóźniłam się, prawda?- zerknęła kątem oka na dzikie koty przez chwilę jeszcze zajmujące cyrkową arenę. Czarny koń drasnął kopytem ziemię i oddychał nieco ciężej niż normalnie, czując bliskość drapieżników. Delikatnie pogłaskała go po policzku, przytulając twarz do pyska zwierzęcia.
    Mogła się teraz dokładniej niż dotychczas przyjrzeć mężczyźnie, z którym pracowała przecież już od jakiegoś czasu. Na nieszczęście dla tej relacji woltyżerka nie wymagała ścisłej współpracy, choć teraz mogło się to zmienić. Miała przed sobą człowieka intrygującego, temu nikt by nie zaprzeczył, w końcu nie wiedziała nawet jak wygląda on bez makijażu scenicznego, ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze i najciekawsze były bowiem zawsze historie, którymi niejednokrotnie ludzie nie chcieli się dzielić. Cyrk był miejscem, w którym o bliskie relacje było trudno, każdy miał na plecach bagaż, którym nie chciał obciążać innych.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ewokia siedziała. Tłumy, tłumy ludzi przechodziły od kasy do kasy, kupując bilety na wieczorny występ. Elfka obserwowała każdego z nich, bawiąc się przy okazji małym nożykiem, który miała tego dnia wbić w tarczę tuż obok twarzy jednego z klaunów. Uśmiechała się do siebie tym lekko obłąkańczym uśmiechem, który kiedyś widywała na twarzach dawnych ludzi. Tak, ludzi północy, ilekroć mordowali, rabowali, gwałcili. To było dziwne, że ludzie już nie potrafili się tak uśmiechać.
    Kiedy to było... zaczęła myśleć. Kiedy to było, gdy zobaczyłam ten uśmiech po raz pierwszy? To były wschodnie ziemie. Ruś, na pewno Ruś. Słowianie nie byli wtedy jeszcze chrześcijanami, ani ci wschodni, ani ci zachodni. Pamiętała, bo przyjeżdżała czasami na Wolin i jeszcze wtedy czcili Starych Bogów. Zatem musiało być to przed dziesiątym wiekiem... Nie, nie, wcześniej. To były lata, w których znała tę wiedźmę mieszkającą za Wolinem. Germanka, pamiętała, nie potrafiły początkowo rozmawiać. Ale to właśnie ona uczyła młodą jeszcze Ewokię magii. Uczyła, śpiewając stare pieśni o kobietach rzucających się do wody z miłości. Czasami mawiała, że te pieśni są o niej, lecz Bogi ją wezwały ponownie do świata żywych, by klęła swoje czary...
    Kiedy to było?, Ewokia myślała, obracając nożyk w palcach coraz szybciej.
    Pamiętała, że staruszka miała ciemne, prote włosy przetykane pasmami srebra. Wiązała je w drobne warkoczyki. Czasami do ich końców wiązała kamienie, ale Ewokia nigdy nie dowiedziała się, dlaczego. Chodziła tedy taka zgarbiona, coraz bardziej i bardziej, aż w końcu kamyczki ją przeciążyły i kobieta upadła na ziemię, martwa. Tak, Ewokia wtedy wierzyła bardzo mocno w to, iż Bogi zesłały Germankę z powrotem, by klęła zaklęcia.
    To musiał być siódmy albo ósmy wiek. Ósmy prędzej.
    Po śmierci staruszki Ewokia zaczęła jeździć z Wikingami. Tak, to jakoś tak było. Zaciągnęła się do nich na Wolinie, wszyscy byli zdziwieni jej zdolnościami do walki wręcz. Pokonała kilku chłopa naraz, a potem... sama ich uczyła walki. Niektórzy nigdy jej nie wybaczyli, próbowali ją zabić, lecz cóż dzieciak może zrobić, gdy walczy z kimś z tysiącletnią praktyką?
    W pewnym momencie Ewokia zauważyła, że jej nóż za szybko obraca się w jej dłoniach; kilkoro ludzi zwróciło na to uwagę. Kobieta szybko upuściła nożyk (żeby nikt nie myślał, że może więcej niż normalny człowiek), potem schyliła się, podniosła go z ziemi i ruszyła za namiot.
    Tak, dobrze, myślała sobie, dobrze, że to mój czas. Przeszłość goniła mnie już kilka dobrych wieków, więc nadszedł czas, by wreszcie zakończyć swoją drogę. I wrócić do świata, w którym kiedyś byłam, zanim wypchnięto mnie na ten świat.
    W pewnym momencie, nie chcąc wracać na swoje miejsce, Ewokia rzuciła nożykiem w pobliskie drzewo. Ostrze gładko wbiło się w sam środek, jednak... Ewokia zauważyła, że sam środek znajdował się o kilka milimetrów od czyjejś twarzy. By jednak nie pokazać, że była nieostrożna (elfowie przecież zawsze są ostrożni), ukłoniła się i rzekła:
    - Masz brudne ubranie. Chyba nie chcesz wyjść tak do ludzi?
    Uśmiechnęła się delikatnie, po czym podeszła do drzewa i szarpnęła za nożyk.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Za błędy przepraszam. Ciągle nad tym pracuję, jednak dys trochę to utrudnia. No ale. :D
    Wielkie dzięki za ciepłe przyjęcie. Jesteśmy bardzo chętni do wątku.
    Może scena w przydrożnym barze. Mój klaun zatrzymał się na obiad swoim tirem i przypadkowo cyrk w tym samym miejscu. Uwagę Twojej postaci mógł by przykuć klaun gdyż robił by kolejną maskę dla siebie, podczas posiłku. Może i banalny pomysł, ale tak teraz mi przyszło do głowy... Co Ty na to? To tylko pierwszy błysk, pierwszej myśli więc... No i jestem otwarta na Twoje pomysły. Sądzę, że nasze postacie się polubią.
    Sądzę, że Rob pasuje tu ale coś z charakteru Shawna też... więc jeśli będzie widać choć trochę ich odzwierciedlenie w Klaunie to się cieszę. Ale trochę. W końcu to inna osoba. ;D
    Ty także świetnie dobrałeś zdjęcie. Mam jeszcze pytanie co do shout box’a. Zjechał mi tak na dół ekranu po środku. Czy tak ma być? O.o I... jakbym chciała z niego skorzystać, to jak to zrobić... bo widać tylko kawałek ramki i ile osób jest. :/ ]

    Klaun

    OdpowiedzUsuń
  12. [A nie. Nie zdziwi. No... Może jakby to była filiżanka porcelanowa w różowe kwiatuszki.... To by mnie zdziwiło. Mnie. Ale nie Klauna. Szczególnie, że sumiennie przykłada się do swoich zajęć i ciężko go od nich oderwać. Ponad to po śmierci ojca (Szkota) przeprowadził się z matką do jej ojczyzny- Stanów, więc raczej nie wiele go dziwi. Ajajaj... To namieszałam. XD Wybacz bo... no ja już sobie solidnie rozpracowałam go i w rysunkach i w opisaniu na kilka kartek a3... Widzisz... Chciałam go dopiero wdrążyć do cyrku. Ale on już jest Klaunem. Po prostu za niego się uważa i innego siebie nie widzi. Czasem chodzi w tych maskach ale w cyrku do tej pory nie pracował. Jednak gdyby ktoś mu to zaproponował to sądzę, że z chęcią by podjął tą pracę. Szczególnie, że On nie lubi/nie może być za długo w jednym miejscu.
    Boję się trochę, że inaczej widzę tą postać niż Ty i rozczarujesz się... ale może nie. J Oby nie.
    Ano cylinder ma nieziemski! Powiem Ci... o dziwo nie znałam tego Pana i zespołu. A zasłuchuję się i jest mega! Duży plus, że po fińsku śpiewa. Wolę mocniejsze brzmienie ale naprawdę rewelacja! :D
    Haha xD W końcu cyrk. Stąd te sztuczki. XD Jeszcze nie ogarniam... no ale z czasem jakoś będzie.
    Tak. Chciała bym byś Ty zaczął. Chyba, że twa wola jest inna. J ]

    Klaun

    OdpowiedzUsuń
  13. [Ano, niedługo, jakoś trochę ponad miesiąc. Przy czym na samym początku-początku na zbyt dużo sobie nie pozwalała, wolała się tak trochę z boku trochę przyglądać. A pomysł mi pasuje jak najbardziej ;)]

    Miesiąc. Trochę więcej niż miesiąc. Parę dni nie robiło różnicy, zresztą - dokładny czas jakby nie miał tu takiego znaczenia, jak gdzie indziej. W każdym razie, Ianthe zaczynała powoli zadomawiać się w cyrku, choć może to słowo brzmiało w tym konkretnym przypadku dość zabawnie. Mimo że czuła się tu coraz lepiej i stopniowo utwierdzała się w przekonaniu, że podjęła właściwą decyzję - to coś jej mówiło, że poznanie tego miejsca, rządzących nim reguł, zamieszkujących je ludzi... Że to wszystko potrwa zdecydowanie dłużej, o ile nie okaże się niemożliwe.
    Jedno ciężko jej przychodziło wbić sobie do głowy: to, że skoro poszczególne osoby tak starannie strzegą swojej prywatności, unikają zdradzania faktów na własny temat, lepiej przyjąć po prostu wszystko takim, jakim jest. Ostatecznie, przecież sama też nie chciała zbyt wiele o sobie zdradzać. Ale... Ianthe była po trosze dużym dzieciakiem. Nieszczególnie odpowiedzialnym (co zresztą stanowiło jeden z głównych powodów zostawienia za sobą wszystkiego i dołączenia do cyrku - definitywnie nie była gotowa na zmierzenie się z problemami, które stworzyła właściwie na własne życzenie...), nieco zbyt ciekawskim i skłonnym do robienia różnych rzeczy bez wcześniejszego ich przemyślenia. Cóż, rzeczy na ogół niekoniecznie rozsądnych.
    Było ich kilkoro, znaczy się - nowych. Takich, którzy pojawili się zbyt niedawno, żeby naprawdę dogadać się z kimś spośród tych o długim stażu i choćby dlatego trzymali się we własnym gronie. Zawsze to raźniej. Nie żeby stanowili jakąś konkretną, zgraną grupę - raczej każdy liczył na to, że dość szybko uda mu się dla siebie znaleźć bardziej sensowne towarzystwo - ale co zabawne, bywali w ten sposób postrzegani. W rzeczywistości dobierały się raczej dwójki, trójki lepiej dogadujących się osób, a relacje z całą resztą pozostawały luźniejsze. Z Arrinem pojawili się niemal w tym samym momencie i chyba tylko to sprawiło, że w ogóle wzajemnie się do siebie odezwali - później się okazało, że wbrew początkowemu wrażeniu trochę wspólnego jednak mają. O, na przykład to, że ich uwagę zracały te same osoby. Ten konferansjer chociażby, który ponoć nikomu się bez scenicznego makijażu nie pokazywał. Kim by byli, gdyby nie postanowili jakoś tego sprawdzić?
    Jasne, pytanie czy proszenie w grę nie wchodziło, bo i z pewnością by nie odniosło skutku. Wobec tego... Trzeba było sposobem. Choćby i tym najprostszym, jak zakradzenie się do jego przyczepy i schowanie się. Bo można się bez makijażu nie pokazywać, ale nie da się nosić przez cały czas tego samego makijażu. Skoro był plan - albo "plan"... - to pozostawała jeszcze kwestia jego wykonania. Ianthe bardzo chętnie wmanewrowałaby w to Arrina, żeby zobaczyć, co mu się uda osiągnąć. Może nawet by się jej to udało, gdyby nie wyskoczył z argumentami w postaci niedawno przegranego przez nią zakładu - jakaś kara musi być, skarbie - i tym całkiem logicznym, że jako tej zdecydowanie mniejszej, łatwiej przyjdzie jej znalezienie jakiejś kryjówki. Trudno było z tym dyskutować... I tak oto skończyła, siedząc w szafie w cudzej przyczepie. W miejscu, w którym - co jak co - być jej nie powinno.

    Ianthe

    OdpowiedzUsuń
  14. [Jejku, dziękuję za tak opinię, bo - prawdę mówiąc, najzupełniej szczerze - się nie spodziewałam! :) Bardzo mnie oczywiście cieszy fakt, że komuś postać się spodobała. A, że enigmatycznie? Cóż, zdradzę trochę w notce, którą już sobie nawet zaczęłam pisać powoli w wordzie. Troszeczkę... tajemnica musi przecież pozostać.
    I ochota na wątek oczywiście jest, przeogromna nawet, więc teraz pozostaje nam tylko ustalić szczegóły-szczególiki. Masz jakieś konkretne wymagania, do których (z przyjemnością!) spróbuję się dostosować albo zalążek pomysłu, który chciałabyś zrealizować? :) ]

    Carrie Lawson vel Królowa Marionetek

    OdpowiedzUsuń
  15. [Racja. Od tego zależy. Ale nie sądzę by było tragicznie czy źle. :D
    Jak zechcesz jestem chętna na więcej perełek. Dobrej muzyki nigdy za dużo.
    Powodzenia w nauce fińskiego. Podziwiam za chęci itd. Piękny język wydaje się być.
    Jeśli umiejętnie leje się wodę to nie ma w tym nic złego. ;)
    Póki co przeczytałam i jestem oczarowana Deusem.
    W ogóle dziękuję, że zechciałaś pisać. Bardzo się cieszę! ]

    Popołudniu zatrzymał się swoją ciężarówką na postoju w małym miasteczku. Jednym z tych co leżą na poboczu autostrady. Wykonał swoje zlecenie. Jednak po raz kolejny zastanawiał się czy nie rzucić tej roboty bądź wziąć odpłatny urlop. W najbliższym czasie agencja dawała kursy w tym samym obszarze. Nudziło go już to. Potrzebował zmiany miejsca, choć było mu tak dobrze. Postanowił się zdrzemnąć.

    Obudził się pod wieczór, gdy ostatnie promienie słońca omiatały miasteczko. Co ma dalej z sobą zrobić? W odpowiedzi jego brzuch zaburczał cichutko.
    - Zjeść coś? – Zapytał sam siebie, po czym i odpowiedział.
    - Przeszkód nie widzę.
    Przeciągnął się. I wyskoczył z ciężarówki. Do kieszeni schował trochę narzędzi, klej i trochę gazet. W ostatniej chwili chwycił maskę i zatrzasnął drzwi. Rozejrzał się. Po ukosie na drugiej stronie ulicy był bar ze starym lecz świecącym szyldem. Daleko więc nie musiał iść. Ciepła pomarańczowa poświata pokryła miasteczko.
    Lokal nie ujmował go. Lecz nie taka była jego funkcja. Nie miał ujmować a jedynie serwować posiłek. Mężczyzna zamówił porządny obiad. I zasiadł do stolika. Czekając na posiłek począł gnieść gazety i przyklejać je do gumowatej formy gdy były w odpowiednim kształcie. Ową formom była maska klauna kupiona w tanim supermarkecie którą postanowił udoskonalić. Lubi korzystać z jakiś baz jeśli chodziło o maski zakrywające całą głowę.
    Rozejrzał się. Jego objad nie nadchodził.
    - Przepraszam. – Zagadnął kelnerkę w przykrótkiej błękitnej sukience z wyeksponowanym biustem która robiła za kelnerkę.
    - Czego! – Rzuciła kobieta, przeżuwając ostentacyjnie gumę.
    - Chciałem zapytać o obj...
    - Jak będzie to zawołają. Czekać!.
    - Ale ja jednak miał bym jeszcze jedno pytanie.
    - No!


    Po chwili dostał obiad a kelnerka obiecała, że zapyta się o wyroby mięsne tak jak prosił. Cóż. Mimo tego kultura nie była wzniesiona w tych ludziach na wysoki poziom. Nie roztrząsał więcej tego spostrzeżenia. Nic by to nie było.
    Jadł obiad ze smakiem. Nie było to coś wyśmienitego, ale narzekać też nie wypadało. Ale On odjął by tłuszczu i mocniej doprawił zupę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siedział spokojnie. Nie zwracał uwagi na ludzi. Nie miał tego w zwyczaju. Nie przejmował się też licznymi spojrzeniami na niego i zgryźliwymi uwagami. Dla niego to nie istniało. Choć w głębokiej głębi siebie wiedział, że jednak było. Zaczął myśleć nad swoją maską która leżała na krawędzi sofy. Nawet nie spostrzegł gdy wzrok wszystkich ciekawskich ludzi powędrowały do wejścia na mężczyznę w cylindrze. Myślał i myślał. Aż z trudem usłyszał jakby pół głos zadający pytanie o miejsce naprzeciwko niego. Pół głos, gdyż oderwanie go od jego pasji było trudne do tego stopnia, że przestawał czasem odbierać bodźce ze świata który go otaczał.
      Podniósł głowę znad talerza, otrząsając się z myśli.
      - Dobry wieczór. Ależ proszę. Wolne, wolne. – odrzekł wskazując miejsce.
      Na jego twarzy zagościł uśmiech. Choć to może zdawać się dziwne, mężczyzna tak bardzo odzwyczaił się od wtrącania się w cudze sprawy, że nawet nie zauważył odmiennego ubioru i makijażu jego towarzysza posiłku. Choć słowo nie zauważył nie jest adekwatne. On po prostu przyjął to za coś tak normalnego jak to, że jego sok jabłkowy jest przejrzysto czerwony.
      - Ładny był dziś dzień. Rzekł spoglądając za okno gdzie słońce zalewało swą poświatom ziemię. Nie stronił on od ludzi wartych uwagi, choć i tym mniej ciekawymi nie gardził.
      Uważał, że zdzieranie sobie nerwów z czyjegoś powodu jest co najmniej nie rozsądne. Choć nie maił ku temu wielu okazji, tak jak i do rozmów.
      Gdy jadło się posiłek przy kimś nie powinna panować grobowa cisza. Powstaje wtedy dziwne skrępowanie po którym łatwo nabawić się niestrawności. To było jego kolejne z jego przemyśleń. Pamiętając o nim wyciągnął dłoń do przodu.
      - Mam na imię Klaun. – Uścisnął solidnie dłoń mężczyzny, a na twarzy wymalował się szczero-dziecięcy uśmiech.
      Jednak towarzysz nie zdążył odrzec bo na stole z hukiem wylądowała pełna reklamówka. Rzuciła ją kelnerka która teraz odwróciła się napięcie by odejść.
      - Cóż. Miło, że pamiętała zapytać się kucharza.- odparł w ramach wyjaśnienia. Poczym kontynuował wywód bynajmniej już nie do przybysza lecz do samego siebie.
      - Zobaczmy co tam mamy. Kości, kości, skóra, pióra w skórze, żebra, czaszeczka. Futerko wiewiórki! Toż to znalezisko. Nie spodziewał bym się. Jest perfekcyjne. – Po czym zawinął reklamówkę i odsunął na krawędź stołu.
      Zawinął rękawy w czerwonej, flanelowej koszuli w kratę. Kontynuował posiłek. Zachował się jakby przebieranie kości przy obiedzie było normalne. Nie przejął się też, że jego towarzysz jest elegancko ubrany, a na jego przetartych dżinsach jedna z szelek swobodnie leży, druga wspina się po jego pulchnym, misiowatym brzuchu do ramienia, koszula niedbale wystaje z spodni, a włosy niedbale opadają na ramiona.
      Ogólnie rzecz biorąc Klaun nie przejmował się wieloma rzeczami. Co jednak nie znaczy, że jest ignorancki.
      Po chwili zorientował się, że jego nowy towarzysz spogląda to na niego to na zaczętą maskę i próbuje to ukryć, podniósł więc głowę i ponownie się uśmiechnął. Jednak nic nie powiedział. Nie chciał się wtrącać.
      Dla wszystkich mieszkańców wioski będących w tym momencie w barze musiał być to nie lada osobliwy widok.

      Klaun

      Usuń
  16. [W sumie to my nie mamy żadnego wątka, a coś by się przydało sklecić. Tym bardziej, że idę właśnie usuwać nieaktywnych autorów. Auć.]

    Margot

    OdpowiedzUsuń
  17. [Kłopoty to najlepsza rzecz! Tylko.. Ja do kłopotów głowy nie mam, zbyt pokojowa ze mnie dziewucha :) ]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Za mocno przypierduczyli młotem. No masz mistrza. XD
    Możemy założyć, że zasadzono się na
    a) Margot, bo jest kobietą i to dość giętką, a nawet ładną, więc zasadzić się może statystyczny mieszkaniec Ameryki z mięśniem piwnym i dużym libido
    b) Deusa, bo ma dziwną twarz, która wychodzi z twarzy dla Statystycznego Amerykanina, który nie ma mięśnia piwnego, ale duże libido i zaćpane żyły.
    Zależnie od tego jedno przypierdzieli młotkiem. XD]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ach witam, witam. Chęć jest oczywiście, gorzej z pomysłem, ale postaram się z siebie coś wykrzesać. W sumie Deus też coś działa jako iluzjonista, więc można byłoby to wykorzystać. xD]

    Karval

    OdpowiedzUsuń
  20. [Wybacz, że tak późno, ale przed końcem semestru mam lekki bałagan ;) I jeszcze wyjazd. Pomysł jak najbardziej dobry, wystarczy aby w ogóle jakoś ruszyć koło i żeby się toczyło. Chcesz zacząć, czy ja?]


    Karval

    OdpowiedzUsuń
  21. Przygotowania do wieczornego występu szły pełną parą. Już z rana został rozłożony wielki, pasiasty namiot, po którego wnętrzu szedł teraz Karval. Jak zwykle nie czuł potrzeby wcześniejszego przygotowywania się do występu. Wiedział, że jego zdolności go nie zawiodą, gdyż żył z nimi w zgodzie. Podczas, gdy inni będą próbowali rozgryźć jego sztukę, on będzie jak w transie ukazywał każdą kolejną część siebie. Dla nich to tylko iluzja. Splątany sznurek, którego jeden koniec trzeba znaleźć by dojść do drugiego…, a gdyby ta lina nie miała końców, lecz byłaby scaloną jednością?
    Jego uwagę przyciągnął dźwięk tłuczonego szkła. Z zaciekawieniem podążył w tamtą stronę, jednak nie dał znać o swojej obecności . Zza rogu przyglądał się mężczyźnie w scenicznym makijażu, Deusowi i zmarszczył brwi na widok jego poczynań z liną i potłuczonego wazonu. Bez wątpienia próbował sztuczek iluzjonistycznych. Co za niespodzianka. Na ustach Karvala zagościł lekki uśmiech i wynurzył się z cienia nie spuszczając wzroku ze sznura w dłoniach mężczyzny .
    - Złożenie w całość stłuczonego wazonu jest trudniejsze niż liny. Chyba że masz w zanadrzu dobry klej. – powiedział z błyskiem w oku, po czym przyklęknął przy odłamkach i zaczął je zbierać.

    [Mam nadzieję, że ujdzie. Ostatnio jakoś ciężej działają moje szare komórki ;]

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill